wtorek, 4 lutego 2014

ZAPOMINAM O SILDENAFILU !!!!

                          Po długiej przerwie jestem ponownie.    

         Wróciłam właśnie z badań w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Miałam kontrolne echo serca w znieczuleniu ogólnym, w celu sprawdzenia stanu mojego serducha. Jak już wiecie, badania miały na celu stwierdzić czy można odstawić mi jeden z leków, który biorę. Ten lek to SILDENAFIL, jest to lek na nadciśnienie płucne. W czasie ostatniego pobytu na oddziale - (w maju zeszłego roku) - badania wyszły na tyle pomyślnie, że moja pani doktor podjęła próbę odstawienia mi sildenafilu w czasie następnego pobytu. Moje nadciśnienie zniknęło. I dobrze - niech już nie wraca.
         Teraz pojechałam do szpitala "z duszą na ramieniu". Mama martwiła się bardzo, czy da się coś zrobić, ale wynika z tego, że na próżno. A to dlatego, że spisałam się bardzo dobrze!!!  NAPRAWDĘ ŚWIETNIE!!!
Jest decyzja! Pani doktor przychodzi do mamy i mówi "odstawiamy sildenafil". Mama już wie co to znaczy, a znaczy tyle, że spisałam się na medal. Badanie wyszło pomyślnie.
         Cech nadciśnienia już nie mam, więc decyzja jest taka: przez najbliższy tydzień mama będzie mi podawać połowę dotychczasowej dawki leku, a po tygodniu zapominamy, że taki lek w ogóle brałam (czyli odstawiamy całkowicie). A do Centrum Zdrowia mam wrócić równo za miesiąc, (27.II.2014r), żeby potwierdzić, że jestem "gościówa" i dam radę bez "wspomagacza". Wtedy znów będą oglądać moje serduszko i zrobią dodatkowe badania. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko było ok. Żebym dała radę bez tego specyfiku.

                                                        Jestem twarda! Dam radę!

         Poza tym w badaniach wyszło wszystko ok. Od ostatniego pobytu zmienił się tylko stopień niedomykalności mojej zastawki. Na początku był bardzo duży - III stopień, na ostatnim echu opis był na pograniczu II/I, a teraz jest stopień I. Więc wniosek z tego taki, że tak jak wyglądam i jak się czuję daje obraz na badaniach.
          Powiem Wam jeszcze, że trochę jestem farciara, już mówię dlaczego. A to dlatego, że tydzień przed wyjazdem mama się rozchorowała i to na dobre. Kurowała się na wszystkie możliwe sposoby, żeby mogła ze mną jechać, a przede wszystkim, żeby mnie nie zarazić. Bo wtedy byłaby klapa. Nici z wyjazdu. Bo muszę być zdrowa jak mam jechać do CZD. No jakoś się udało. Mama wyzdrowiała, ja nie załapałam (tak nam się wydawało). W środę jak się wybudziłam po narkozie już się mamie coś nie podobało. Przespałam się trochę i wstałam z...... katarem. UFF, dobrze że już po wszystkim! Że to teraz, kilka chwil temu odesłali by mnie do domu. Do domu wróciliśmy wieczorem, a mnie się pogarszało, następnego dnia doszedł potworny kaszel, a jeszcze następnego gorączka. Naprawdę umknęłam. Jeżeli tak by się stało przed badaniem, to wróciłabym do domu, a jeśli po badaniu ktoś by zauważył, że coś się ze mną dzieje, prawdopodobnie zostawili by mnie na dłużej. A tak jestem w domu, wszystko jest ok. Mama od razu się za mnie wzięła i wykurowała, że obyło się bez antybiotyku. Wczoraj byłam u pani doktor w swojej przychodni. Osłuchała mnie i uspokoiła mamę, że nic nie słyszy, jest czysto w moich drogach oddechowych. Super. Teraz czuję się już lepiej. Kryzys mam za sobą.
           Teraz, aby tylko jakoś dotrwać do 27 lutego. Trzymajcie za mnie kciuki! Mam nadzieję że wszystko będzie ok i kolejne badania nie wniosą niczego nowego i zaskakującego. No chyba, że tylko w tę dobrą stronę. ;-)

Do zobaczenia za miesiąc.

Jak wrócę odezwę się, jak wypadłam po badaniu.

                                                                                               
                              1% PODATKU DLA AMELKI (kliknij)